"Czarodziejskie krzesiwo" - premiera
Dzień Dziecka to wyjątkowa okazja, by podarować najmłodszym coś więcej niż prezent – wspomnienie, które zostanie z nimi na długo. W tym roku zapraszamy Was do świata, gdzie wszystko jest możliwe, a marzenia mają moc zmieniania rzeczywistości. Świętujcie z nami w Teatrze – na premierze spektaklu pełnego magii, śmiechu i wzruszeń.
"Czarodziejskie Krzesiwo" Cezarego Żołyńskiego - na motywach baśni Hansa Christiana Andersena – to najnowsza propozycja Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku. W tej barwnej, muzycznej inscenizacji spotkacie dzielnego żołnierza, tajemniczą wiedźmę, trzy niezwykłe psy, królewską rodzinę i księżniczkę, która wcale nie chce siedzieć zamknięta w wieży. A wszystko to w bajkowej oprawie, z humorem i morałem, który przemówi zarówno do dzieci, jak i dorosłych. Jaki jest finał tej historii musicie zobaczyć sami….
Wystąpią dla Was:
Żołnierz - Bogumił Karbowski
Księżniczka - Paula Stępczyńska
Król - Marek Walczak
Królowa - Magdalena Tomaszewska
Marszałek Dworu - Łukasz Mąka
Karczmarz Mortensen - Piotr Bała
Karczmarka - Katarzyna Wieczorek
Pani Knudsen - Dorota Cempura
Pani Sørensen - Barbara Misiun
Wiedźma - Grażyna Zielińska
Strażnik Pierwszy - Adam Gradowski
Strażnik Drugi - Dariusz Poleszak-Hass
Kat - Henryk Jóźwiak
Pan Moon - Krzysztof Bień / Mariusz Pogonowski
Pies o oczach jak filiżanki - Szymon Cempura
Pies o oczach jak młyńskie koła - Maja Rybicka
Pies o oczach jak okrągła wieża - Aleksander Maciejczyk
oraz … Mieszkańcy.
Dlaczego warto?
· To spełnienie dziecięcych marzeń o świecie, gdzie dobro zwycięża, a odwaga i serce są ważniejsze niż bogactwo.
· Spektakl został stworzony z myślą o najmłodszych widzach, ale zachwyci także dorosłych – swoją dowcipną formą, wartką akcją i barwną scenografią.
· Opowieść oparta na klasycznej baśni Andersena została uwspółcześniona i wzbogacona o piosenki, interakcje z publicznością oraz teatralną magię.
To nie wszystko! Premierze towarzyszyć będzie wystawa plakatów z realizacji bajkowych minionych sezonów oraz niespodzianki, które wprowadzą najmłodszych widzów w zaczarowany, baśniowy świat baśni pełen radości i uśmiechu!
Podaruj dziecku magiczne przeżycie! Zabierz je do świata, w którym każda iskra może zmienić los, a "Czarodziejskie Krzesiwo" rozświetli jego wyobraźnię.
Bo najlepsze bajki… dzieją się na żywo. W teatrze.
Bo cała tajemnica, takiej typowo artystycznej współpracy reżysera ze scenografem polega na tym, by się rozumieć bez nadużywania słów.
W poszukiwaniu czarodziejskiego krzesiwa
Z twórcami spektaklu "Czarodziejskie krzesiwo" Cezarego Żołyńskiego – reżyserem Karolem Suszką (Republika Czeska) i scenografem Marianem Fiszerem, rozmawiał Leszek Skierski.
Leszek Skierski – Kolejny raz spotykacie się na drodze artystycznej. Czy znaleźliście już czarodziejskie krzesiwo, które wznieci "ogień" wśród publiczności?
Karol Suszka – Ciekawe porównanie, ale kryje się w nim pewna pułapka. Do tego żeby porwać publiczność nie trzeba krzesiwa. I to jest najfajniejsze w pracy artysty. Wiem co masz na myśli, ale chyba za wcześnie by na nie odpowiedzieć. Ufam, że tak będzie. To, czy ten ogień zapłonie, czy ta iskra zabłyśnie po stronie publiczności, zależeć będzie od naszej ciężkiej pracy, która potrwa aż do ostatniej próby. Przed nami jeszcze sporo wyzwań, których nie znamy.
Leszek Skierski – Zgadzasz się z tym, co powiedział reżyser?
Marian Fiszer – Tak. Karol wierzy w sukces realizacji tego przedstawienia, ale stawia współrealizatorom wysoką poprzeczkę. Z mojej perspektywy – scenografa, ten przysłowiowy "ogień", zależy od eksplozji kolorów, które się pojawią na scenie. Każdy ma swoją wartość, znaczenie... W ostatniej fazie jednak aktorzy podkreślą i wykorzystają walory kostiumów, scenografii. Wszystkie są bajkowe, piękne kolorystycznie. Sądzę, że dzieci również to docenią, i to od pierwszego pojawienia aktorów na scenie. Już to widzę, jak wodzą za nimi oczami…
L.S. – Po podniesieniu kurtyny dzieci zawsze reagują spontanicznie. Na widowni słychać głośne – łaaa...
M.F. – Tym bardziej, że przygotowujemy bardzo bogate kostiumy, zwłaszcza królewskie. Tu będzie powód do zachwytu.
L.S. – Mnie to akurat nie dziwi, bo twoja scenografia i kostiumy są niezwykle bogate w kolorystykę.
M.F. – Dziecięca wyobraźnia nie zna granic, a my wychodzimy jej naprzeciw.
L.S. – We wszystkim co robicie można dostrzec, że wkładacie w pracę całe swoje serce. I nie są to tylko moje słowa, ale przede wszystkim środowiska artystycznego… Zastanawiam się – co jest miarą waszego sukcesu? Obaj związani jesteście ze teatrem od ponad 50 lat.
K.S. – A nawet 65 lat, jeśli chodzi o mnie. Czy wkładamy całe swoje serce?
– Przecież tego nie można robić inaczej. Jeśli się nie oddamy sztuce, sukces zawsze będzie o krok przed nami. Reżyser, scenograf, kompozytor, i inni twórcy spektaklu muszą oddać scenie całego siebie. A jeśli chodzi o "Czarodziejskie krzesiwo", to dopiero zaczęliśmy nasze z nią zmagania, próbujemy raptem parę tygodni. Codziennie pojawiają się nowe rozwiązania sceniczne, które bardzo precyzyjnie spinamy, łączymy inscenizacyjnie i kolorystycznie. Kończymy próbę w przekonaniu, że dane rozwiązania będą zaakceptowane przez publiczność. Co nie znaczy, że nie zostaną poddane korekcie.
L.S. – Ta wielka niewiadoma zawsze jest gdzieś w ukryciu…
K.S. – Tak. Dlatego nie można tego robić bez serca, bez wkładania w to wszystkiego, co w nas drzemie. Zauważyłem na próbach, że nawet aktorzy zaczęli się już bawić w tej bajce. To wspaniały zespół i cieszę się, że mogę współpracować z płockim Teatrem.
M.F. – Myślę, że nie bez znaczenia jest również sam tekst, który inspiruje nas do tego, by wkładać w to – jak powiedział Karol, całe swoje serce, jak najwięcej inwencji twórczej. Na bazie tekstu powstają wszystkie nasze pomysły artystyczne, zarówno ze strony Karola jak i z mojej. A potem to wszystko wypełniają aktorzy.
L.S. – Za chwilę wrócimy do tekstu "Czarodziejskiego krzesiwa" Cezarego Żołyńskiego. Chciałbym was jeszcze zapytać – co was połączyło? Sądziłem, że Warszawa. Bo Karol kończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną, a ty Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Ale dowiedziałem się, że jest różnica dziesięciu lat, i nie mogliście się spotkać w trakcie studiów. Zatem, jeśli nie Warszawa, to może ktoś?
M.F. – Zanim odpowiem, kto personalnie był tego sprawcą, muszę zaznaczyć, że to przede wszystkim Teatr Polski w Bielsku-Białej i Scena Polska w Czeskim Cieszynie, stały się miejscami naszych pierwszych kontaktów. To tam właśnie zaczęła się nasza znajomość. Towarzyszył temu niepowtarzalny klimat, którego już nigdy nie doświadczyłem w innych rejonach Polski. Doceniłem to, kiedy wyjeżdżałem do innych miast, do: Bydgoszczy, Białegostoku, Katowic…
K.S. – A odpowiadając na twoje pytanie – "może ktoś?", to oczywiście nasz wspólny kolega Marek Mokrowiecki, który wyrósł z Bielska-Białej. W Teatrze w Czeskim Cieszynie praktykował jako aktor, a w Bielsku zaczynał jako reżyser. To tam wyreżyserował pierwszą sztukę we współpracy z Marianem Fiszerem. Co tam się działo przy realizacji tego przedstawienia?.... Ten klimat, o którym wspominamy, Marek zabrał ze sobą do Płocka. Stąd, mój sentyment do tego Teatru. Pracowałem w różnych teatrach w Polsce, ale to co zastałem tu, w Płocku, przypomina mi tamten okres – życie, które spędzaliśmy w teatrze, z teatrem, i dla teatru.
L.S. – Stworzyliście wspólnie kilka udanych spektakli. Zastanawiam się tylko, kto pierwszy dzwonił w sprawie współpracy?
K.S. – Oczywiście, że reżyser dobiera sobie ekipę współtwórców. A Marian, raz że siedzi w tym teatrze, a dwa że lubi i potrafi to robić. Długo się nie zastanawiając zawsze przychodzi mi na myśl nazwisko Fiszer…
L.S. – Po prostu sprawdzona współpraca.
M.F. – Myślę, że tak. W pewnym momencie odkryłem, że między nami jest jakieś porozumienie twórcze, które wykracza poza słowo. Bo cała tajemnica, takiej typowo artystycznej współpracy reżysera ze scenografem polega na tym, by się rozumieć bez nadużywania słów. To jest bardzo istotna rzecz.
L.S. – Tak, ale może się zdarzyć, że w pewnym momencie któraś ze stron zaczynie dominować.
M.F. – Nie w naszym przypadku.
K.S. – W tej korelacji – reżyser-scenograf, rozumiemy się idealnie poza słowem. Podam przykład. Podczas prób do "Czarodziejskiego krzesiwa" martwiłem się o jedną scenę, nie wiedziałem jak ją rozegrać. W luźnej rozmowie z Marianem usłyszałem kilka na pozór nieznaczących sugestii. A to była myśl, w której odnalazłem rozwiązanie mojego problemu. Po prostu Marian rozwiązał całą scenę. Ja o tym nie wiedziałem, a ona była już dawno przez niego wymyślona, tylko mi o tym nie powiedział.
M.F. – Ale jednak kanwą wszystkiego jest tekst. Z niego można wysnuć wiele kierunków.
L.S. – Powstaje wiele adaptacji bajki "Czarodziejskie krzesiwo" Hansa Christiana Andersena. Płocki Teatr sięgnął po tekst Cezarego Żołyńskiego…
K.S. – Szanuję tych, którzy stworzyli adaptację tej, w sumie krótkiej tekstowo, bajki Andersena. Zwłaszcza autorkę pierwszej adaptacji – Krystynę Wodnicką, na bazie której powstają inne utwory. Zmieniają się tylko detale, postaci, konteksty sytuacyjne… Te doróbki, niby współczesne, są moim zdaniem często "pokraczne". Dlatego sięgnęliśmy po tekst Cezarego Żołyńskiego, który jest bliski tej pierwszej adaptacji, i przede wszystkim napisany z pokorą do pierwowzoru literackiego. Nawet jeśli autor poszerza w niej pewne konteksty, to są niesamowicie sensowne i klarowne.
M.F. – Chciałbym dodać, że autorem adaptacji jest aktor i reżyser. Uwzględniając specyfikę tych dwóch zawodów, autor tak wymyślił sobie tekst, aby stanowił dla aktora materiał szalenie wdzięczny i bogaty w interpretacje. Poszczególne sceny zawierają właśnie te wszystkie intencje, którymi może prowadzić rolę aktor. Dlatego ta adaptacja jest tak wdzięczna dla twórców spektaklu.
K.S. – I niesamowicie trudna, choćby z tego powodu, że niektóre scenki są szalenie krótkie. I jeżeli aktor chce zaistnieć na scenie, powiedzmy 10-15 minut, po to by rozegrać daną scenę, to ma na to tylko półtorej minuty.
L.S. – Przez to autor daje twórcom więcej czasu na poszukiwanie środków wyrazu. Może też sugeruje, wyznacza kierunki poszukiwań?
K.S. – Nie czasu, ale myślenia.
L.S. – Jaki będzie efekt Waszej współpracy nad "Czarodziejskim krzesiwem"?
K.S. – Jestem święcie przekonany, że to jest wdzięczny temat, wdzięczne role i muzyka; że spotka się on z akceptacją widza, który przyjmie przedstawienie z aprobatą, wewnętrznym spokojem. Mam nadzieję, że widz wyjdzie z teatru z przekonaniem, że nie stracił czasu będąc na przedstawieniu.
M.F. – Nie zapominamy, że robimy to dla dzieci. Dziecięca wyobraźnia i percepcja są tak nieprawdopodobnie bogate, że musimy się w nie wpasować.
K.S. – Byłbym bardzo ostrożny w tłumaczeniu, że to jest bajka tylko dla dzieci. Co to znaczy "dla dzieci", "dla dorosłych", "dla praworęcznych", "leworęcznych"? Po prostu jest temat, który trzeba jasno, konkretnie, z niesamowitym zaangażowaniem aktorskim i wiedzą, w tym umiejętnościami i talentem – przedstawić. Nie zapominajmy, że dorośli również oglądają bajki. Na Scenie Polskiej w Czeskim Cieszynie gramy również bajki dla dorosłych. Zawsze spotykamy się z wielką atencją. W pewnym momencie zrozumiałem, że dla aktora nie powinno stanowić różnicy dla kogo gra. Tak samo będę grał bajkę dla dzieci, jak i dla dorosłych.
L.S. – W takim razie zapraszamy na premierę "Czarodziejskiego krzesiwa" nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Dziękuję Wam za rozmowę.