Sprawy archiwalne: zabójstwo pierwszego prezydenta II Rzeczypospolitej, Gabriela Narutowicza
Czy tego chcemy, czy nie, historia jest świetnym nauczycielem życia. A to dlatego, że lubi się powtarzać. Mogę przypuszczać, że Wy, podobnie jak Ja, z niepokojem obserwujecie wydarzenia, które dzieją się wokół nas. Brutalne morderstwo pracownicy Uniwersytetu Warszawskiego, atak na lekarza w jednym z polskich szpitali to jedynie niektóre z nich. Równocześnie nie sposób nie zauważyć, iż do głosu coraz bardziej dochodzą środowiska o charakterze skrajnym, które mniej lub bardziej otwarcie pochwalają, a przynajmniej akceptują, nienawiść do drugiego człowieka. Jaki będzie tego efekt? Boję się myśleć.
"Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni.
Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie,
Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni,
Chodźcie, głupcy, do okien - i patrzcie! i patrzcie!
Z Belwederu na Zamek, tętnicą Warszawy,
Alejami, Nowym Światem, Krakowskiem Przedmieściem,
Idzie kondukt żałobny, krepowy i krwawy:
Drugi raz Pan Prezydent jest dzisiaj na mieście.
Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem,
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie.
Nie odwracając oczu! Stać i patrzeć, zbiry!
Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie!
Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta, Jak Jego pierś kulami, niech widzi stolica
Twarze wasze, zbrodniarze - i niech was przywita
Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica".
Julian Tuwim, "Pogrzeb prezydenta Narutowicza"
Czy tego chcemy, czy nie, historia jest świetnym nauczycielem życia. A to dlatego, że lubi się powtarzać. Mogę przypuszczać, że Wy, podobnie jak Ja, z niepokojem obserwujecie wydarzenia, które dzieją się wokół nas. Brutalne morderstwo pracownicy Uniwersytetu Warszawskiego, atak na lekarza w jednym z polskich szpitali to jedynie niektóre z nich. Równocześnie nie sposób nie zauważyć, iż do głosu coraz bardziej dochodzą środowiska o charakterze skrajnym, które mniej lub bardziej otwarcie pochwalają, a przynajmniej akceptują, nienawiść do drugiego człowieka. Jaki będzie tego efekt? Boję się myśleć.
Nie mam pewności, czy oba wyżej nakreślone przeze mnie zjawiska mają ze sobą związek. Niemniej jednak, nie można tego zupełnie wykluczyć.
Dlaczego napisałam na wstępie, że historia jest nauczycielem życia i lubi się powtarzać. Bo sto lat temu, w dopiero co odrodzonej Rzeczypospolitej, takie sytuacje również miały miejsce, a najważniejszą z nich było zabójstwo pierwszego prezydenta II Rzeczypospolitej, Gabriela Narutowicza.
Został on wybrany na swoje stanowisko, na mocy art. 39 Konstytucji Marcowej w dniu 9 grudnia 1922 roku przez Zgromadzenie Narodowe. Niestety, urząd głowy państwa sprawował jedynie przez siedem dni, gdyż już 16 grudnia 1922 roku zginał w zamachu.
Jak do tego doszło? Przeanalizujmy wspólnie ustaloną sekwencję zdarzeń.
Plan zajęć prezydenta Narutowicza na dzień 16 grudnia 1922 roku, przedstawiał się następująco:
11:30 – wizyta u kardynała Aleksandra Kakowskiego;
12:00 – otwarcie salonu sztuki w Zachęcie;
12:30 – wysłuchanie relacji współpracownika Narutowicza z Ministerstwa Spraw Zagranicznych;
13:30 – spotkanie z Kapitułą Orderu Orła Białego.
Warto wspomnieć, iż tuż przed opuszczeniem przez Gabriela Narutowicza budynku Belwederu, pojawił się u niego Leopold Skulski, który bezskutecznie usiłował go namówić na zmianę planów, by udać się na wspólne polowanie, które prezydent przesunął na wieczór. Jednak, przy pożegnaniu, Narutowicz poprosił Skulskiego, by cyt.: pamiętaj Panie Leopoldzie, w razie nieszczęścia proszę zaopiekować się moimi dziećmi. Czy Narutowicz przeczuwał, że wydarzy się coś złego? Tego się nie dowiemy, ale do owego wątku jeszcze wrócimy.
Spotkanie z kardynałem Kakowskim rozpoczęło się, zgodnie z planem do godziny 11:30 i trwała mniej więcej do 12:00. W tym czasie do warszawskiej galerii Zachęta przybył Eligiusz Niewiadomski. Wystawa była wydarzeniem zamkniętym, na które wstęp był możliwy jedynie za okazaniem imiennego zaproszenia. Należy zatem domniemywać, że Niewiadomski takowe posiadał. Jednocześnie w foyer gromadziło się coraz więcej publiczności.
Chwilę przed godzina 12:00 w budynku Zachęty pojawiło się dwóch adiutantów, oznajmujących, iż prezydent zjawi się niebawem. I rzeczywiście, Gabriel Narutowicz około godziny 12:10 pojawił się pod Zachętą, który został powitany przez hrabiego Przeździeckiego, szefa protokołu dyplomatycznego oraz dyrektora galerii.
Przechodząc przez sale wystawowe, prezydent ściskał dłonie z malarzami, którzy prezentowali swoje dzieła. Został także ciepło przyjęty przez gości wystawy. Około godziny 12:12 Narutowicz wszedł do sali wystawowej nr 1 znajdującej się na pierwszym piętrze budynku. W momencie, gdy prezydent podziwiał obraz Teodora Ziomka Szron, rozległy się odgłosy wystrzałów z broni palnej. W kierunku Narutowicza padły trzy strzały. Osunał się na ziemię. Zmarł na miejscu. Za spust pociągnął sympatyzujący z endecją malarz Eligiusz Niewiadomski. Podczas zatrzymania nie tylko nie uciekał, ale też nie bronił się. Od razu został aresztowany.
O tym, jakich Narutowicz doznał obrażeń możemy dowiedzieć się z protokołu Sędziego Sądu Okręgowego Jana Skorzyńskiego, który przybył do zachęty o godzinie 13:15, cyt.: W gmachu Zachęty Sztuk Pięknych w sali nr I na pierwszym piętrze, wzdłuż i równolegle ze stojącą kanapą, głową zwrócony do drzwi wyjściowych leży na wznak trup Prezydenta Rzplitej p. Narutowicza. (...) Koszula na piersi rozpięta i pokrwawiona. na kiści prawej ręki ślady krwi. Przybyły o godz. 1 min. 12 po południu prof. Antoni Leśniowski stwierdził, że p. Prezydent Rzplitej nie żyje i że śmierć nastąpiła od ran postrzałowych zadanych w klatkę piersiową. (...).
Ówczesny rząd, z premierem Sikorskim na czele, zastanawiał się, czy ze względu na doniosłość i charakter zbrodni oraz konieczność wymierzenia stanowczej i
natychmiastowej kary, nie warto byłoby przekazać tejże sprawy sądowi doraźnemu. Sejm jednak zdecydował, iż rozpatrzy ją Sąd Okręgowy w Warszawie.
Proces Eligiusza Niewiadomskiego rozpoczął się rozpoczął się 30 grudnia 1922 w stołecznym Sądzie Okręgowym mieszczącym się w pałacu Paca przy ul. Miodowej 15, w Sali Kolumnowej pałacu. Oskarżonemu został przyznany obrońca z urzędu w osobie adw. Stanisława Kijeńskiego.
O godzinie 10:50 na salę rozpraw przybył komplet sędziowski w składzie: przewodniczący sędzia Wacław Laskowski oraz sędziowie: Jan Kozakowski i Tadeusz Krassowski. Niewiadomskiego oskarżał prokurator Kazimierz Rudnicki, który oskarżył Eligiusza Niewiadomskiego o przestępstwo z art. 99 ówcześnie obowiązującego Kodeksu Tagancewa (uchylonego dopiero w 1932 roku przez Kodeks Makarewicza), tj. o przestępstwo zamachu na życie, zdrowie lub wolność osoby piastującą najwyższą władzę w państwie, w związku z art. 15 przepisów przechodnich, który przewidywał karę śmierci w przypadku w wyjątkowych przypadkach popełnienia wyżej wskazanego przestępstwa.
Oskarżony, podczas procesu wygłaszał długie monologi, które kilkukrotnie przybierały kształt politycznego manifestu. Co ciekawe, nie przyznał się do czynu zarzucanego mu aktem oskarżenia, a jedynie do złamania prawa a także oświadczył gotowość do przyjęcia każdej kary.
Jednak to nie tym Niewiadomski zszokował opinię publiczną. W swoich wyjaśnieniach wskazywał, iż działał dla dobra Polski przeciwko cyt.: żydowsko-socjalistycznym wpływom, które jego zdaniem przejmują władzę nad krajem. Przekonywał także, iż to nie Narutowicz, ze względu na swoje cechy osobiste, był jego celem. Zginąć miał prezydent, głowa państwa jako symbol władzy piłsudczyków. Przed wyborami prezydenckimi Niewiadomski, jak twierdził, miał zamiar zabić samego Piłsudskiego, lecz później zmienił zdanie, gdy dowiedział się, że ten nie będzie kandydował na prezydenta Polski. Niewiadomski nie żywił nienawiści do Narutowicza jako takiego, lecz poprzez jego zabicie zamierzał zademonstrować, że nie zgadza się na to, co Piłsudski i jego frakcja robi z krajem. Uważał bowiem, że nowo odrodzoną ojczyzną, za przyzwoleniem Polskiej Partii Socjalistycznej, rządzą socjaliści i Żydzi.
Oskarżyciel publiczny w swojej mowie końcowej wskazywał na niezbite dowody winy, brak skruchy i poczucia winy Niewiadomskiego oraz na ciężar zbrodni, która z punktu widzenia kodeksu karnego jest zamachem na Prezydenta, ale z punktu widzenia racji stanu stanowi hańbę dla narodu. Ze względu na szkodliwość społeczną czynu prokurator Rudnicki wniósł o karę śmierci dla Eligiusza Niewiadomskiego.
Obrońca natomiast podkreślał, że w ocenie Niewiadomskiego jego czyn był straszny, ale konieczny. Zdaniem oskarżonego acz straszne, było konieczne, a sam Niewiadomski był we własnym mniemaniu, mścicielem krzywd zdrowej większości narodu, zagrożonej przez Piłsudskiego, lewicę, Żydów i masonów. Kijeński usiłował wykreować swojego klienta na szlachetnego idealistę a sam Niewiadomski miał być mścicielem krzywd zdrowej większości narodu, zagrożonej przez Piłsudskiego, lewicę, Żydów i masonów.
O godzinie 19:45 sąd udał się na ponadgodzinną naradę, po której powrócił na salę rozpraw celem odczytania wyroku. Eligiusz Niewiadomski został skazany na karę śmierci. Wyrok przyjął – nie skorzystał z możliwości apelacji, nie zwrócił się także o ułaskawienie. Pomimo apeli ze strony różnych środowisk, które wzywały prezydenta Rzeczypospolitej do skorzystania z prawa łaski, również następca Narutowicza, Stanisław Wojciechowski zatwierdził wyrok trybunału, który został wykonany 31 stycznia 1923 w warszawskiej Cytadeli. Przed egzekucją poprosił o niezawiązywanie oczu i powiedział ostatnie słowa: zachowam spokój, strzelcie mi w głowę i w serce, ginę za Polskę, którą gubi Piłsudski. Następnie padła salwa plutonu egzekucyjnego.
Jak każdy prawnik, zawsze, gdy mam do czynienia z przestępstwem, pytam o motyw. W celu rozstrzygnięcia tej kwestii, warto przyjrzeć się, kim był ten człowiek.
Eligiusz Niewiadomski urodził się 1869 roku w Warszawie w zubożałej rodzinie szlacheckiej, był człowiekiem skrytym i niechętnie ujawniał swoje słabości wobec innych. Malarz Jan Skotnicki, życzliwy Niewiadomskiemu, charakteryzował go w taki sposób, cyt.: jego pryncypialność była głównym źródłem jego radykalizmu. Że znalazł się on w obozie narodowym, to przypadek. Chwilowe, taktyczne hasła tego obozu przyjmował jako istotne wyznanie wiary. Niewiadomski w każdej partii byłby krańcowym radykałem.
O motywach zbrodni może nam powiedzieć co nieco list skazanego, opublikowany w Dzienniku Poznańskim w dniu jego egzekucji. w którym skazaniec zwracał się "do wszystkich Polaków". "Śmierć moja jest koniecznym uzupełnieniem mojego czynu. Bez niej byłby on nie tylko bezpłodny, ale leżałby na nic cień mordu. Śmierć to zetrze. Czyn mój dopiero zakwitnie oblany krwią moją. Zakwitnie, to znaczy przemówi do narodu. Głupcy i hipokryci widzą w nim akt szaleństwa lub fanatyzmu. Tak nie jest" – napisał. "Umieram szczęśliwy, że dzieło zbudzenia sumień i zjednoczenia serc polskich już się spełni" – dodał.
Nasuwa się także pytanie, czy nie było żadnych sygnałów, że prezydentowi Narutowiczowi grozi jakiekolwiek niebezpieczeństwo? Owszem, były.
Wybór Narutowicza na prezydenta przypadł na okres największego nasilenia walk politycznych. Siły konserwatywne nie godziły się z zachodzącymi procesami demokratycznymi i próbowały zmienić ten stan rzeczy. Owemu wyborowi sprzeciwiali się między innymi generał Józef Haller, antysemicki ksiądz Kazimierz Lutosławski oraz poseł Antoni Sadzewicz, który na przykład odmawiał Narutowiczowi polskiego obywatelstwa.
Z kolei Narodowa demokracja stwierdziła, że prezydent został narzucony przez obce narodowości: Żydów, Niemców i Ukraińców (skąd my to znamy?).
Poza oficjalnymi głosami sprzeciwu, do prezydenta Narutowicza, po objęciu przez niego urzędu, zaczęły spływać anonimy z groźbami. Pierwszy nadszedł 10 grudnia 1922 roku i głosił, cyt:
Szanowny Panie ministrze! Wobec wyboru pana ministra na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej głosami lewicy i mniejszości narodowych, bloku nam
wrogiego, będąc pewnymi, że pan minister będzie ugodowcem, będzie zmuszony wywdzięczać się blokowi mniejszości, że p. minister nie stworzy rządu o silnej ręce, rządu, że tak powiemy, poznańskiego, wreszcie, że pan minister śmiał przyjąć ofiarowaną sobie kandydaturę, grozimy panu ministrowi jak najfantastyczniejszym mordem politycznym. Z poważaniem polski faszysta
Kolejny, otrzymany w następnym dniu, ostrzegał, cyt.:
Panie Ministrze! Dosięże Pana kara śmierci o ile Pan natychmiast nie złoży godności Prezydenta !!! dnia 10.XII.22. Patriota
Kolejny pojawił się 15 grudnia 1922 roku, w przeddzień śmierci:
Pozostaje Panu do oznaczonego terminu już tylko 4 doby i godzin 20. Przypominam, że grozi Panu śmierć naturalna z powodu ataku sercowego. Czas zrobić testament. Pozdrowienia. Zawiadomienie trzecie
Wspominałam wcześniej, że Narutowicz, podczas rozmowy z Leopoldem Skulskim poprosił, by ten w razie nieszczęścia zaopiekował się jego rodziną. Prawdopodobnie obawiał się, że słowa zawarte w anonimach mogą przerodzić się w czyny. Nic dziwnego. Taka spirala nienawiści musiała zakończyć się tragedią.
Gdy myślę o tej sprawie dostrzegam podobieństwa pomiędzy dniem dzisiejszym, a sytuacją w Polsce sprzed stu lat. Nie sposób nie zauważyć, że jest w naszym kraju coraz więcej agresji. Dochodzą także coraz bardziej do głosu ludzie i środowiska o charakterze skrajnym, którzy tworzą atmosferę strachu w celu wywołania uczucia nienawiści do innych by w końcu zbić na tym kapitał polityczny. Czy robią to świadomie? Nie wiem. Jeśli tak, to jest to jeszcze gorsze niż gdyby nie wiedzieli.
Owa nienawiść podsycana strachem przenosi się na ulicę i do internetu. Zwłaszcza na portalach społecznościowych, w sekcjach komentarzy, ale nie tylko roi się od wzajemnych wyzwisk, pomówień, a czasem nawet i gróźb. Nie wspominając już o mowie nienawiści i oskarżaniu imigrantów z innych krajów i osób o innych poglądach, o wszystko co najgorsze. Nie możemy się zatem dziwić, że po godzinach chłonięcia tego typu treści, ktoś wyjdzie na ulicę i skrzywdzi inną osobę. Zwłaszcza, że wisi groźba, że niektóre środowiska będą rosły w siłę. Strach pomyśleć, ilu takich Eligiuszów Niewiadomskich może czaić się wokół nas. Niech zatem morderstwo Gabriela Narutowicza będzie dla nas wszystkich przestrogą. Zanim będzie za późno.